Siedem kluczowych uzgodnień MZ z PZ

Co zgoda lekarzy z ministrem zdrowia da pacjentom?

1. Zielona karta

Pakiet onkologiczny ma przyspieszyć diagnozowanie i leczenie raka. Przepustką do omijania kolejek ma być zielona karta. Wyda ją lekarz rodzinny, jeśli będzie podejrzewać nowotwór. Guz może zauważyć też każdy inny lekarz: dentysta w jamie ustnej, dermatolog na skórze itd. Onkolog oczywiście też. Dlatego lekarze rodzinni chcieli, by wszyscy specjaliści mogli wystawiać zielone karty. Minister się nie zgodził. Inni lekarze mogą nas więc wysłać na badania rozstrzygające, czy mamy raka, ale bez zielonej karty będziemy na nie czekać w „normalnych kolejkach”. Łatwo przewidzieć, że aby zapewnić pacjentowi tryb bezkolejkowy, specjaliści będą nas i tak odsyłać do lekarzy rodzinnych. Ci twierdzą, że przybędzie im wizyt, a chorzy stracą czas. Minister ustąpił tylko, w kwestii onkologów. By mogli wystawiać kartę, trzeba jeszcze znowelizować ustawę. Dla pacjentów byłoby lepiej, gdyby każdy, kto podejrzewa raka, mógł ich skierować na szybkie badania.

Lekarze rodzinni wynegocjowali za to opracowanie wytycznych, komu wystawiać zieloną kartę, a komu nie. Przykład: pacjent od miesięcy kaszle. Nic mu nie pomaga. To może być rak płuc, ale nie musi. Minister zgodził się powołać zespół złożony z onkologów, lekarzy rodzinnych i specjalistów innych dziedzin, który opracuje wskazówki. Lekarze „uzbrojeni” we wskazówki z mniejszymi obawami będą wydawać zielone karty, a to ważne dla chorych.

2. Dodatkowe badania

By skrócić kolejki do specjalistów i przyspieszyć wykrywanie raka, minister postanowił, że lekarze rodzinni będą nam zlecać więcej badań niż do tej pory. Początkowo zaproponował listę 26 nowych badań, ale dał na nie lekarzom 350 mln zł. Na to nie chcieli się zgodzić lekarze z PZ i Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia (PPOZ) skupiającego doktorów rodzinnych z Wielkopolski. Minister ustąpił, listę nowych badań skrócił do sześciu. Dla lekarzy to korzystne, ale dla pacjentów nie bardzo. Skoro lista jest tak krótka, to kolejki do specjalistów, którzy mają prawo kierować na więcej badań niż lekarze rodzinni, znacząco się nie skrócą.

Lekarze z PZ chcieli też, by NFZ wypłacał im pieniądze na badania osobno – wtedy nie mogliby ich przeznaczyć na żaden inny cel. PPOZ był przeciwny temu, minister zdrowia także. Ostatecznie ustalono, że będzie jedna pula pieniędzy na poradnie rodzinne, ale lekarze, którzy będą dokładnie sprawozdawać do NFZ, jakie badania zlecili poszczególnym chorym, dostaną więcej pieniędzy na wszystkich swoich pacjentów. PZ wywalczyło nieznaczne podwyżki: lekarz, który nie będzie sprawozdawał badań, dostanie 140 zł na rok za jednego pacjenta (wcześniej minister proponował 136,80 zł). Natomiast lekarz, który będzie raportował badania, dostanie od sierpnia 142 zł za pacjenta na rok. Jeśli się okaże, że zleca dużo badań, to NFZ podwyższy mu we wrześniu roczną stawkę kapitacyjną o kolejne 2 zł. Podwyżki są niewielkie, trudno więc przewidzieć, czy pokryją wszystkie koszty pakietu onkologicznego w poradniach – nie ma wyliczeń, ile pieniędzy pochłoną nowe zadania. Poradnie na pewno jednak mają teraz więcej papierkowej roboty.

3. Koszty diabetyków i sercowców

W sumie na poradnie rodzinne NFZ przeznaczy w tym roku ponad 6,3 mld zł. To o 1,17 mld zł więcej niż w 2014 r. PZ chciało jeszcze więcej. Minister oszacował, że aż o miliard. Porozumienie wskazywało, że chodzi o kilkaset milionów. Rozsądzić spór trudno, bo żadna strona nie przedstawiła wyliczeń. Skąd więc te szacunki? PZ chodziło przede wszystkim o utrzymanie potrójnej stawki kapitacyjnej, którą poradnie dostawały na pacjentów z cukrzycą i chorobami układu krążenia. Przyznano ją lekarzom rodzinnym w 2008 r., kiedy ministrem zdrowia była Ewa Kopacz. Krajowi konsultanci z medycyny rodzinnej i diabetologii chcieli wtedy, by zobowiązać lekarzy rodzinnych do wykonywania pacjentom z potrójną stawką przynajmniej podstawowych badań. Minister i NFZ odrzucili ten pomysł. Narzucili tylko lekarzom rodzinnym obowiązek udzielania diabetykom i sercowcom porady przynajmniej raz na kwartał.

Arłukowicz postawił na swoim: potrójna stawka znika. W tej sprawie ma rację: według danych NFZ większa stawka dla lekarzy rodzinnych nie spowodowała, że zmniejszyła się liczba wizyt u diabetologów i kardiologów. A to znaczy, że lekarze rodzinni nie przejęli części ich zadań.

4. Skierowania do okulisty i dermatologa

Dotąd mogliśmy chodzić do okulisty i dermatologa bez skierowania. Od 1 stycznia muszą nam je wystawić lekarze rodzinni. Z jednej strony to uciążliwe, z drugiej sprawi, że pacjenci z prostymi schorzenia oczu i skóry będą leczeni od ręki u lekarza rodzinnego, a nie wystawali tygodniami lub miesiącami w kolejce do okulisty czy dermatologa. Minister uwzględnił, że lekarze rodzinni będą mieli przez to więcej pracy, podwyższając im stawkę kapitacyjną. Lekarze chcieli jednak wskazówek: jakie schorzenia oczu i skóry mają leczyć sami, a z czym wysyłać do specjalistów. Minister się na to zgodził. To dobre rozwiązanie.

5. Ubezpieczeni, których nie ma w eWUŚ

NFZ nie będzie płacić lekarzom rodzinnym za pacjentów, których nie ma w bazie ubezpieczonych (eWUŚ) do czasu wyjaśnienia, czy opłacają składki zdrowotne czy nie. Lekarze spierali się z ministrem o pacjentów, których nie ma w eWUŚ, choć są ubezpieczeni. To m.in. pracujący studenci i osoby zatrudnione na umowach śmieciowych. Minister chciał, by tacy pacjenci za każdym razem, kiedy nie będzie ich w eWUŚ, wypełniali nową deklarację wyboru lekarza. Jednak ustąpił. Dla pacjentów to dobre rozwiązanie: składanie przy każdej wizycie u lekarza nowej deklaracji mogłoby wprowadzić duże zamieszanie także w samym NFZ, a tak będzie mniej papierkowej roboty.

To samo dotyczy pacjentów z zamkniętych po 1 stycznia poradni. W sylwestra minister ogłosił, że będą musieli na nowo wypełniać deklaracje wyboru lekarza rodzinnego. Wczoraj w tej sprawie ustąpił.

6. Więcej pacjentów, więcej lekarzy

Minister zgodził się na elastyczne harmonogramy pracy w poradniach rodzinnych. Dotychczas bez względu na porę dnia musiało w niej pracować tyle samo lekarzy i pielęgniarek. Minister zgodził się, by np. od godz. 8 do 12, kiedy zgłasza się najwięcej chorych, obsada w poradniach była zwiększona, a potem mniejsza. Do pacjentów to dobre, usprawni pracę przychodni.

7. Będzie koroner

Minister zgodził się, by w przyszłości starosta lub prezydent miasta mógł powoływać koronera do stwierdzania zgonu. To ważne, bo rodziny zmarłych w domu mają z tym teraz wielki kłopot. Nie ma kto tego robić. Rodzina zazwyczaj wzywa lekarza rodzinnego, ale ten nie chce jechać, kiedy ma poczekalnię pełną chorych. Nieraz więc rodzina musi czekać wiele godzin na lekarza. Im prędzej minister wprowadzi instytucję koronera, tym lepiej.

Czego jeszcze chcieli lekarze?

Jednym z głównych postulatów lekarzy (z PZ i PPOZ) było zniesienie lub „poluzowanie” – przynajmniej w początkowym okresie obowiązywania pakietu onkologicznego – tzw. wskaźnika rozpoznawalności nowotworów (WRN). Będzie go obliczał NFZ indywidualnie dla każdego lekarza rodzinnego, kiedy ten wyda pierwszych 30 zielonych kart. Minimalny wskaźnik wyniesie od 1 do 15, czyli na 15 pacjentów, którym lekarz wyda kartę, jeden musi mieć raka. Chodzi o to, by zapobiec nadużyciom, czyli wydaniu przez lekarzy nadmiernej liczby zielonych kart tylko po to, by umożliwić pacjentom badania bez kolejki.

Lekarze ustąpili w tej sprawie, bo uznali, że zanim wydadzą pierwszych 30 kart, może upłynąć nawet rok, a w jego trakcie zgodnie z obietnicą ministra szczegóły pakietu onkologicznego będą jeszcze poprawiane, więc i w sprawie WRN mogą nastąpić zmiany. W tej chwili sprawa WRN dla samych chorych nie ma większego znaczenia.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *